Comment!
You must be logged into post a comment.
Ekswokalista Led Zeppelin opowiada o swoim nowym albumie – "Mighty Rearranger"
W maju ukaże się nowy album legendy rocka, Roberta Planta, przed laty wokalisty grupy Led Zeppelin. "Mighty Rearranger" jest następcą albumu "Dreamland" z 2002 roku, który był nominowany do nagrody Grammy.
Całość materiału Plant napisał w Snowdonii, w Walii, oraz nieopodal Solsbury Hill w Somerset, w Anglii. Na płycie znalazło się 12 utworów. Poza Plantem nagrali je muzycy towarzyszącego mu zespołu The Strange Sensation: Justin Adams (gitara), Clive Deamer (perkusja; m.in. Portishead, Roni Size), John Baggott (gitara basowa; m.in. Portishead, Massive Attack), Billy Fuller (gitara basowa; Fuzz Against Junk) i Skin (gitara).
Co możesz ogólnie powiedzieć o swojej nowej płycie?
Cała płyta składa się z różnych starych kawałeczków Roberta Planta. Szukałem w mojej podświadomości tego, co się na niej znalazło. To był bardzo dziwny czas poszukiwań.
Jak opisałbyś zespół, który ci obecnie towarzyszy? Co powiesz o muzyce i poszczególnych muzykach? Jak ich znajdowałeś?
Mój zespół nie ma nic wspólnego z chęcią bycia częścią jakiegoś bractwa muzyków, czy jakkolwiek to nazwać. Grupa jest zbiorem wyjątkowych jednostek. Na płycie mamy mieszankę muzyki Wschodu i Zachodu. Nie znajdziemy między nimi kompromisu. Mamy tu coś na kształt zderzenia obu tych elementów. Nikt z nas nie silił się na to, żeby coś takiego miało miejsce. Nie zakładaliśmy na przykład stworzenia progresywnego albumu. Muzyka na tej płycie to coś absolutnie świeżego, nowego. To nowe miejsce, do którego można się wybrać.
Zależało mi na tym, aby mieć przy sobie muzyków, którzy mają swój wyrazisty styl a przy tym odpowiednie umiejętności. Styl, który nie byłby oparty na czymś starym, czyli w tym wypadku na przeświadczeniu, że Robert Plant musi mieć zespół składający się z muzyków rockowych. Chciałem mieć muzyków, którzy we wszystkich aspektach są w stanie wyjść poza to, co wcześniej robili i którzy wciąż są głodni czegoś nowego i pragną zmian.
Skontaktowaliśmy się z Paulem Thompsonem z The Cure. Później mój inżynier dźwięku powiedział mi, że Clive Deamer, perkusista, który pracował z Portishead i Ronim Sizem, jest w tej chwili wolny i mógłby z nami pracować. Porozmawiałem z nim i okazało się, że chciałby przyjechać i spróbować, co z tego wyjdzie. John Baggot, klawiszowiec, który gra też na organach Mooga, pracował z Clivem wcześniej. Potrzebny był mi dobry gitarzysta, więc zadzwoniłem do Maniego z Transglobal Underground, którego znam od jakiegoś czasu, bo jestem wielkim fanem Transglobal Underground i Natachy Atlas. Powiedziałem mu: "Szukam gitarzysty, który nie gra bluesa, ale potrafi grać na gitarze w stylu północnoafrykańskim". A on powiedział mi: "Może zadzwoń do Justina Adamsa". Zadzwoniłem do niego, a on odpowiedział: "Pewnie, czemu nie?". To było czarujące z jego strony. Potem przekonałem się, że jest naprawdę czarującą osobą, bardzo dyplomatyczną. Dowiedziałem się również, że jest fanem The Clash, że grał z Sinead O’Connor, z Jah Wobblem. Spróbował chyba wszystkiego. Czuł klimat, o który mi chodziło.
Skin po prostu przyszedł na przesłuchanie. Sposób w jaki się zaprezentował był po prostu wspaniały. Potem kazałem im z Justinem pograć razem w "A House Is Not A Motel". Mimo, że ich style gry tak bardzo się różnią, wypadło to znakomicie. Kolorytu całości dodał Billy Fuller. Niesamowite, że mam takich ludzi w zespole.
Jaka muzyka miała na ciebie wpływ podczas pisania nowych piosenek?
Kiedy pracowałem nad płytą myślałem o twórczości Boba Dylana. Zastanawiałem się, jak on to robił, że jego muzyka, tak różna w poszczególnych okresach, była zawsze tak samo niesamowita. Że była i cały czas jest obecna w moim życiu. Doszedłem do wniosku, że nieprzerwanie czerpał on z tradycji, w jej najlepszym znaczeniu. Postanowiłem więc pisać każdą z piosenek, mając w głowie bluesowy kawałek. Tak powstał na przykład "Somebody Knocking". Moja nowa płyta jest swego rodzaju powrotem, ożywieniem mojej umiejętności pisania tekstów w otoczeniu bardzo różnych muzyków. To takie moje wyzwolenie wśród niesamowitych osób.
O czym opowiada kawałek "Tin Pan Valley"?
"Tin Pan Valley" to opowieść o tym, gdzie się znajduję, gdy nie uważam na siebie. Dotyczy to każdego okresu w moim życiu.
Skąd wzięły się na nowej płycie te liczne wpływy arabskie?
Spędziliśmy sporo czasu w północnym Mali. Ja sam wiele razy byłem w okolicach gór Atlas, na pograniczu Maroka i Sahary. Tam właśnie nawiedza mnie jakaś niesamowita muza, która jest we mnie obecna. Jest w tej chwili częścią mnie, jest częścią mojego życia.
Kim jest Mighty Rearranger?
Mighty Rearranger to abstrakcyjna postać. Jest obecna wokół nas wszystkich. Jest wiarą, losem. Jest wszystkim czego chcemy i wszystkim czego nie chcemy. Jest tym, kto sprawia, że rzeczy się zmieniają. On zarządza czasem. Nami. Mighty Rearranger rządzi nami wszystkimi. To nasz los. Musimy go szanować, bo jest większy niż każdy z nas. Zastanawiające jest to, że tak dobrze i szybko zgrały się tekst i muzyka do tego kawałka i że to taki żwawy, optymistyczny utwór.
Myślałeś o tym, że uda ci się nagrać tak dobrą płytę?
Czy kiedyś myślałem, że jeszcze nagram tak dobrą płytę, jak ta? Nie. Tak naprawdę nie wiem, co się stanie między jednym projektem a drugim. To chyba jeden z najwspanialszych darów, jakie dane zostały nam, muzykom. W pewnym momencie po prostu coś powstaje. Nagle masz jedną piosenkę, potem pięć, dziewięć albo tylko trzy. Przychodzi po prostu chwila, w której coś zaczyna się kształtować, a ty mówisz: "Wow!". W rezultacie dostajesz ileś tam piosenek, a wszystkie one mają jakąś wspólną, linearną osobowość. Taki zbiór ma swój język, którym przemawia od początku do końca trwania płyty.
Tak naprawdę to nigdy nie wiedziałem, że coś nagram. Zawsze wiem jak umyć mój samochód, lecz jest sporo rzeczy, o których nie wiedziałem, że jeszcze do nich powrócę. Nigdy też nie wiedziałem, że uda mi się coś osiągnąć, ponieważ zawsze jestem bardzo krytyczny w stosunku do tego, co robiłem w przeszłości. I wychodzi na to, że nie mam laurów, na których można by spocząć. Bo tak naprawdę nie wiadomo, co się stanie za minutę, czy jutro.
Czego twoim zadaniem powinniśmy posłuchać, żeby lepiej zrozumieć twoją nową muzykę?
Czego? Leadbelly’ego, Sky Saxon And The Seeds, Louise Limo Lounge – tej płyty często słucham w domu, Bobby’ego Moore’a And The Rhythm Aces, "History Of Louisiana Swamp Pop", Jerry’ego McCaina, królów muzyki rockabilly oraz Jacka Goco. To wasze zadanie domowe do odrobienia (śmiech).
You must be logged into post a comment.