Comment!
You must be logged into post a comment.
Z miłości do Black Sabbath
To szwedzki Candlemass stworzył w połowie lat osiemdziesiątych na płytach Epicus Doomicus Metallicus i Nightfall podstawy doom metalu. Rozwiązany w końcu następnej dekady, powraca w najsłynniejszym składzie, z basistą Leifem Edlingiem oraz wokalistą Messiah Marcolinem. I przypomina się świetnym albumem, zatytułowanym po prostu Candlemass.
Dlaczego zdecydowaliście się reaktywować Candlemass?
Sprawiły to zestawienia najlepszych płyt metalowych sporządzane z okazji końca tysiąclecia. Zdumiało nas, jak wysoko sklasyfikowano w nich nasze dwie płyty, Epicus Doomicus Metallicus i Nightfall. Pierwsze, co zrobiliśmy, to wykupiliśmy prawa do naszego katalogu i wznowiliśmy stare płyty. A ponieważ wznowienia miały świetne przyjęcie, zaczęliśmy rozważać pomysł zebrania najsłynniejszego składu na jeden specjalny koncert – dla jaj, dla zabawy. Spotkaliśmy się więc przy piwie i pizzy, powspominaliśmy stare czasy, a ponieważ atmosfera była wspaniała, następnym krokiem był występ na Sweden Rock Show (w 2002 roku – przyp. ww). I kiedy tylko informacja o tym, że zagramy, dostała się do mediów, rozdzwoniły się telefony, kula śnieżna zacząła się toczyć i rosnąć. Fantastyczne! Z jednego koncertu zrobiło się całe mnóstwo. Graliśmy u siebie, w Szwecji, ale też w Niemczech, Anglii, Norwegii, Holandii, Grecji i tak dalej, i tak dalej. Nie wiem, ale być może był to najwspanialszy okres w moim życiu.
No tak, ale potem, w 2004 roku, zespół znowu się rozleciał i dopiero po kilku miesiącach zszedł się ponownie. Co się wtedy stało?
Pierwotnie zamierzaliśmy zejść się tylko na serię okolicznościowych koncertów. Nie było mowy o nagraniu kolejnego albumu. Chcieliśmy po raz ostatni zagrać dla fanów. Dla czystej zabawy. Bez żadnej płyty, którą trzeba by promować. Bez żadnych zobowiązań wobec wytwórni – nie byliśmy wówczas związani z żadną wytwórnią. I to się udało. Ale kiedy seria koncertów dobiegła końca, zamknęliśmy kramik i rozjechaliśmy się do domów. Pod koniec pojawiły się rozmowy o płycie, ale bardzo luźne, nie doszliśmy do porozumienia, co to ma być, jak się do tego zabrać. Ja sam byłem w ogóle przeciwny pomysłowi nagrania kolejnego albumu Candlemass. Rozwiązaliśmy więc zespół i rosztaliśmy się w poczuciu, że mamy za sobą wspaniałą pożegnalną trasę. Zamknąłem się wtedy w domu z gitarą na trzy miesiące i zaczęłem tworzyć nowe kawałki. A był to naprawdę twórczy okres. Tłukłem riff za riffem. Wymyśliłem setki riffów. A potem nagrałem wersje demo całej masy kawałków. I gdy Mappe Björkman, gitarzysta rytmiczny Candlemass, usłyszał niektóre z nich – rzeczy w rodzaju Black Dwarf i Assassin Of The Light – po prostu oszalał. Powiedział: Wyrąbiste! Musimy zrobić z tego płytę! Bylibyśmy durniami, gdybyśmy nie nagrali płyty! Przekonywał mnie tak długo, aż dałem się namówić. Oto, co się wydarzyło.
Wydaje mi się, że w tekstach jest mało typowo doommetalowych klimatów…
A jednak są dość przygnębiające i mroczne. Jak w Assassin Of The Light, moim ulubionym kawałku na płycie. Jego słowa dotyczą myśli samobójczych i są naprawdę dołujące. Napisałem je pod wpływem własnego przeżycia. Schlałem się kiedyś tak, że zacząłem świrować – wszędzie widziałem czarne postaci, jakieś czarownice… Przerażające… Inny mroczny tekst to The Day And The Night. Opowiada o kimś, kto nie może spać, nie potrafi zasnąć, bo przerażają go zmory wyłaniające się z ciemności. Czasem sam tak się czuję. Przewracam się w łóżku z boku na bok. I nagle pojawia się irracjonalny strach przed demonem, który może zabrać mnie ze sobą (śmiech). Myślę, że każdy czasem przeżywa coś takiego. Ale wiele mroku jest też w innych kawałkach. Chociażby w Seven Silver Keys o ludziach, którzy żyją w wielkich miastach, dławieni przez rozbieganą cywilizację. Dźwigają na barkach ciężar, który coraz bardziej ich przygniata, ale nie potrafią już okazać tego, co czują.
A Black Dwarf czy Copernicus? To przecież nie są utwory o czarnym karle i Koperniku?
Black Dwarf wyraża moje obrzydzenie prasą brukową, która jest pełna kłamstw, która przedstawia świat w kolorach czarnym i białym, bez półcieni. Natomiast Copernicus zrodziła moja nienawiść do reality shows. Uważam, że reality shows nie tylko są czymś okropnym, ale wręcz zagrażają społeczeństwu. Tekst nie mówi o tym wprost. I jednak można odczytywać go jako rzecz o Koperniku, o astronomii, o gwiazdach. Ale gdzieś między wierszami kryje się jego prawdziwe przesłanie.
Dlaczego uważasz, że reality shows są zagrożeniem dla społeczeństwa?
W Szwecji mamy reality shows na każdym kanale, o każdej porze dnia. Amerykańskie i własne. Każda stacja nadaje dwa, trzy, cztery reality shows. I pokazuje nam ludzi mających obsesję na punkcie własnego ego. W żadnym z tych programów nie pada ani jedna inteligentna kwestia! I mam poważne obawy, że dla wielu młodych ludzi ci popaprańcy są dziś wzorami do naśladowania. Skoro telewizja poświęca im tyle czasu, miliony ich oglądają, a brukowce robią z nich gwiazdy – wiesz, wystarczy na ekranie pójść z kimś do łóżka, a nazajutrz jesteś na okładce – to może trzeba być jak oni? Wiesz, dla gazet bohaterowie reality shows są bohaterami dnia. Niejaka Linda, której jedyną zasługą było to, że dawała tyłka w szwedzkiej edycji Wielkiego Brata, została wykreowana na gwiazdę. Za co? Są kraje, gdzie by ją za coś takiego zastrzelono lub ukamienowano. I czasami myślę, że może raczej powinno ją spotkać coś takiego, niż zaszczyty, które na nią spadły. Wiesz, mam cichą nadzieję, że nie doceniam dzisiejszych dzieciaków. Że są mądrzejsze, niż myślę. I jeśli włączają telewizor podczas trwania reality show, mają taki sam niesmak jak ja.
A co w takim razie myślisz o The Osbournes, reality show z udziałem Ozzy’ego Osbourne’a?
Ten akurat program jest moim zdaniem całkiem zabawny. Jestem wielkim fanem Black Sabbath, zespół Candlemass powstał z miłości do Black Sabbath, trudno więc, bym nie oglądał programu z udziałem Ozzy’ego Osbourne’a. I powiem ci, że dobrze się przy nim bawię. Jest naprawdę zabawny. Chociaż oczywiście bywa niesmaczny. Ale przecież cała ta rodzinka to popieprzeńcy (śmiech).
You must be logged into post a comment.