Comment!
You must be logged into post a comment.
Skiba & Konjo
Prowadzili promocje śmierdzących zabawek, organizowali konkursy wciskania słomy do butów. Skiba i Konjo, najwięksi polscy prześmiewcy, opowiadają o swoich szalonych akcjach.
Jak się czułeś, pokazując tyłek premierowi Jerzemu Buzkowi?
Krzysztof Skiba: Czułem, że odpowiadam na ważne zapotrzebowanie społeczne. Wypięcie się na premiera było wynikiem głosowania wśród zebranej tego wieczoru publiczności. Vox populi zdecydował o pokazaniu dupy. Z perspektywy czasu oceniam to jako gest historyczny, ponieważ po tym wydarzeniu rząd Buzka upadł i nie podniósł się do dziś. (śmiech)
Czy na takim świadomym ośmieszaniu, kpieniu i krytykowaniu rzeczywistości można zrobić karierę?
Konjo: Mam kolegę, który jest etosowym wokalistą rockowym, opracował tzw. dialektykę negatywną, a jego wpływy ze sprzedaży płyt wynoszą 600 tys. rocznie. Facet śpiewa, jaki nasz kraj jest zły, jak wszystko jest przerąbane, a i tak zarabia miliony…
Skiba: Można nawet powiedzieć, że jest autorytetem moralnym za grube pieniądze. Jednak generalnie, kiedy uprawia się prawdziwą satyrę, to bardzo ciężko jest zrobić karierę. Prawdopodobnie w Ameryce po mojej akcji sprzedałbym 2 miliony płyt. W Polsce jednak miałem potem zakaz występowania w pewnych klubach, a czasami nawet całych miastach. Wszyscy happenerzy, performerzy czy skandaliści nie zyskali wielkiej sławy, oprócz tej, którą można zdobyć w izbach wytrzeźwień…
Czyli bycie prześmiewcą to ciężki kawałek chleba?
Konjo: Jeżeli ktoś nie czuje w sobie zdolności do działalności estradowej, a mimo to stara się na tym zarobić, to można jego wysiłek porównać do pracy w kopalni.
Skiba: My nie bawimy się w prowokację dla samej prowokacji. Nasze akcje zawsze mają konkretny cel. Obaj prowadzimy w Gdańsku Muzeum Polskiego Rocka, którego ja jestem dyrektorem, a Konjo jest szanownym kustoszem, i tam właśnie organizujemy różne happeningi. Zorganizowaliśmy "Lepper Party", były konkursy zjadania kiełbasy zwyczajnej na czas, rzucanie do celu ogórkiem kiszonym i wciskanie słomy do butów. Ostatnio przeprowadziliśmy Międzynarodowy Dzień Świni, gdzie główną atrakcją był wyścig do koryta, a całej imprezie towarzyszyło hasło: "Wiedzą to w Lubartowie, wiedzą to w Gdyni, że prędzej czy później każdy się uświni".
W muzeum macie mnóstwo eksponatów związanych z polską muzyką rozrywkową i rockową. Który z nich było wam najtrudniej zdobyć?
Konjo: Suknię Wioletty Villas. Przekazał nam ją mój teść, który miał wspólną z Wiolettą wróżkę. Gdy moja narzeczona potrzebowała sukni na bal maturalny, teść wydobył suknię, w której Wioletta występowała w Las Vegas. Później kontakt spirytualny się urwał i suknia znalazła się w muzeum.
Skiba: W całym muzeum zastosowaliśmy bardzo specyficzną koncepcję, nasze własne feng-shui, bo obok gabloty zespołu Vader, czyli ekstremalnego metalowego bandu, powiesiliśmy gablotę zespołu… Ich Troje. (śmiech)
Jaką najbardziej szaloną imprezę prowadziliście?
Skiba: Niedawno zostałem zatrudniony przez firmę produkującą zabawki… śmierdziele. Każda z nich ma swoją nazwę i wydziela inny zapach – Stefan Niemyta Noga czy Janek Prukacz mają takie zapachy, jak ich nazwy. Zorganizowana została konferencja prasowa i firma doszła do wniosku, że jestem jedyną osobą z polskiego show-biznesu, która idealnie nadaje się do roli faceta reklamującego te kontrowersyjne śmierdzące zabawki. A mnie to nie przeszkadza. Co więcej, z własnej inicjatywy zaproponowałem, żeby wymyślić nazwę dla nowej postaci. Wymyślaliśmy nazwę dla dziewczyn, było mnóstwo propozycji, ale w końcu wygrała Bacha i Jej Pacha.
Konjo: Za to ja kiedyś prowadziłem serię koncertów rockowych w Zakopanem pod hasłem "Kochaj góry, kochaj lasy, na Giewoncie sadź kiełbasy" przebrany za oscypka. Ostatnio zostałem zaproszony przez Urząd Miejski w Łodzi jako twarz akcji "Mamy jeszcze Kupę do zrobienia", polegającej na nakłonieniu właścicieli psów, żeby sprzątali po swoich pupilach. Jak mi powiedziano w urzędzie, rozważano kilka różnych postaci medialnych, np. Krzysztofa Ibisza czy Michała Żebrowskiego, jednak do akcji zbierania kup ponoć najlepiej nadaję się właśnie ja. A więc cały dzień zbierałem kupy.
Ale to nie jest Twoje pierwsze bliskie spotkanie z odchodami. W latach swojej działalności w grupie artystycznej Totart, podczas jednego z happeningów w 1986 roku wysmarowałeś się cały właśnie kupą…
Konjo: Dokładnie tak. W tej akcji udział brał również twórca sceny yassowej Tymon Tymański i była to akcja metafizyczno-społeczna, której głównym założeniem był protest przeciwko porządkowi świata w ogóle. Ten występ stał się jednym z historycznych wydarzeń, które opisane jest w każdym katalogu sztuki współczesnej.
Czy w takim razie jesteście w pewnym sensie ikonami współczesnej kultury, skoro piszą o was w książkach?
Skiba: Prawda jest taka, że jesteśmy jakimś dziwnym zjawiskiem, które rozpoczęło się wiele lat temu, w głębokim podziemiu – Konjo w Totarcie, a ja w Pomarańczowej Alternatywie – i robiliśmy mnóstwo dziwnych i radykalnych rzeczy
Konjo: Niewiele jeszcze jest takich postaci jak my, które mają zdrowe podziemne korzenie. Nie zaliczamy się do chorych dzieci kapitalizmu, mówiących coś o rewolucji, samemu będąc spod znaku Mao Tse-tunga, Che Guevary czy Edwarda Gierka, i niemających pojęcia o buncie w obliczu realnych problemów. Nasza cała droga jest zabawnym i barwnym happeningiem.
You must be logged into post a comment.