Search for:
 

Korn: Jesteśmy rodziną



Rozmowa z Jamesem "Munkym" Shafferem

Ostatni news na oficjalnej stronie Korna pochodzi z końca lutego br. Nie jest to najbardziej optymistyczna wiadomość dla fanów Kalifornijczyków. Czytamy w niej, że zespół rozstał się ze swoim dotychczasowym gitarzystą, Brianem "Headem" Welchem. Powód? – "Head" wybrał Jezusa Chrystusa jako swojego Zbawiciela i Jemu zamierza poświęcić swoje dalsze muzyczne dokonania".

Pozostali w zespole muzycy szanują jego decyzję, życzą mu wszystkiego najlepszego i mają nadzieję, że odnajdzie szczęście w tym, co zamierza robić – brzmi lakoniczny komentarz. "Jonathan, Fieldy, James i David są obecnie bliżej siebie niż kiedykolwiek wcześniej i właśnie pracują w studio nad nowym albumem. […] Ukaże się on we wrześniu tego roku" – to już też historia, bo muzycy pracę nad nowym albumem już skończyli. Zupełnie inaczej niż kilka miesięcy temu wygląda stosunek muzyków Korna do "dezertera" "Heada". Jednak obydwa te wydarzenia – odejście Welcha i sesja nagraniowa nowego materiału są najważniejszymi wydarzeniami w najnowszej historii Korna. Nie jest w stanie rywalizować z nimi nawet premiera "best of", która odbyła się zeszłej jesieni i minęła jakoś bezbarwnie i bez wstrząsów.

Tymczasem już wkrótce o Kornie znowu zrobi się bardzo głośno za sprawą szykowanego do wydania kolejnego albumu. Na tym jednak nie koniec. Już w sierpniu Amerykanie pojawią się na koncertach w Europie. Na Starym Kontynencie będą ponad miesiąc grając koncerty od Portugalii po Rosję. Jeden z nich odbędzie się ostatniego dnia wakacji w katowickim Spodku. To z kolei jednak wciąż przyszłość, póki co mamy piątkowy wieczór 8 lipca 2005 r. W Polsce dzień powoli się kończy. Pora zaczynać weekend.

Tymczasem w Kalifornii piątek dopiero się rozpędza. Podobnie jak Munky, gitarzysta Korna, który dopiero co wstał i ledwo co zdążył zjeść śniadanie. Ten, kto nie miał okazji przepytania go na okoliczność nowego albumu jego zespołu nie wie jak ciężkie to zadanie. Jak rozmawiać z kimś, kto kończy przegryzać pierwszy posiłek tego dnia i niemrawo popija go kawą? Jak zmusić go do szczerości i zdradzenia pilnie strzeżonych sekretów na temat szykowanego właśnie kolejnego long playa w katalogu jednego z najbardziej czczonych zespołów świata? Jeśli już obgryzasz nerwowo palce w oczekiwaniu na najnowszą płytę tego zespołu, z podnieceniem głaszczesz bilet na katowicki koncert Korna i wakacje już właściwie mogłyby się dla ciebie skończyć, byle jak najszybciej znaleźć się w Spodku, to jest to ten moment, kiedy powinieneś przestać czytać ten tekst. Za chwilę dowiesz się, bowiem wielu rzeczy na temat najnowszego dzieła tej grupy i tego, czego możesz spodziewać się po jej występie w Polsce. Chyba, że jesteś jedną z tych osób, które lubią dostawać prezenty jeszcze zanim ubiorą choinkę. Munky ma ich kilka w zanadrzu.

Metal Hammer: Wasi polscy fani nie mogą się już doczekać waszego nowego albumu i koncertu w Spodku, który odbędzie się 31 sierpnia. Czy wiesz już kiedy dokładnie on się ukaże?

James "Munky" Shaffer: Nie, nie znam jeszcze dokładnej daty premiery naszego nowego long playa. Myślę, że odbędzie się ona na początku września. Nie potrafię jednak powiedzieć precyzyjnie czy na początku, czy na końcu miesiąca…

MH: Czy polscy fani Korna mogą się zatem spodziewać, ze podczas koncertu w Katowicach zagracie kompozycje z najnowszego albumu?

Munky: Póki co na setliście mamy na pewno jeden nowy numer, może dojdzie do niego jeszcze jeden. Tak więc mogę z całą odpowiedzialnością obiecać jeden premierowy utwór.

MH: Nie rozpieszczacie swoich fanów w takim razie. Soulfly zaprezentował swój cały premierowy materiał podczas koncertu w Polsce i szczerze mówiąc, tutejsi fani liczyli na to samo ze strony Korna…

Munky: Wiesz, to nie jest takie proste. Kiedy zaczniemy próby przed trasą i będziemy mieli większe pojęcie na temat tego, kiedy dokładnie nasz nowy album się ukaże, być może zmienimy koncepcję. Póki co minęło sporo czasu odkąd Korn był w Polsce i chcemy zagrać naszym fanom utwory, które już znają i dołożyć do tego jedną czy dwie nowe kompozycje. Tak to wygląda na chwilę obecną, ale powtarzam: wszystko może się zmienić kiedy zaczniemy próby i poznamy oficjalną datę premiery albumu.

MH: W Internecie pojawiały się już różne rzekome tytuły waszej najnowszej płyty. Czy możesz powiedzieć jaki będzie jej oficjalny tytuł?

Munky: Tytuł nie jest jeszcze ustalony. Nie mogę tez zdradzić propozycji, nad którymi się zastanawiamy, bo proces wyboru ciągle jeszcze trwa. Żeby zaspokoić twoją i polskich fanów ciekawość mogę jedynie powiedzieć, że nowy utwór, który z całą pewnością zagramy w Katowicach nosi tytuł "Hypocrite".

MH: Jak sam powiedziałeś nie byliście w Polsce od dawna. Czego jeszcze oprócz jednego nowego utworu mogą spodziewać się fani po waszym koncercie w naszym kraju?

Munky: Przede wszystkim klasycznych utworów Korna! (śmiech) A także takich, których nie graliśmy od dawna jak "Divine", być może "Clown". Zagramy też kilka coverów, w tym "Another Brick In The Wall". W każdym razie możecie z pewnością spodziewać się bardzo energetycznego koncertu. Będzie to też nowa sytuacja dla nas, bo w zespole jest o jednego muzyka mniej, więc… patrzcie na mnie! (śmiech) To ja będę grał większość partii gitarowych.

MH: Ile nowych utworów nagraliście na przygotowywany album?

Munky: Nagraliśmy 25 nowych utworów, z czego na albumie znajdzie się 14-15 z nich. W sumie powinno dać to ok. 75 minut muzyki. To będzie długi album. Tyle mogę obiecać.

MH: W sieci znalazłem też kilka tytułów utworów, które mają znaleźć się na tym albumie. Czy mógłbyś mi potwierdzić, czy te pogłoski są prawdziwe? Mam tu na myśli następujące tytuły: "Liar", "Last Legal Drug", "Revolution", "Polotix", "Souvenir Of Sadness" i "Le Petit Mort"?

Munky: Tak, jest na niej "Liar" i "Last Legal Drug". Nie wiem nic o "Revolution", potwierdzam za to "Polotix", "Souvenir Of Sadness" jest jednym z możliwych tytułów, ale nie jest jeszcze w 100 proc. pewny. Podobnie zresztą jak "Le Petit Mort". Te, o których powiedziałem, że potwierdzam z całą pewnością znajdą się na płycie. Pozostałe być może się znajdą a być może nie. Sami jeszcze tego nie wiemy. Mamy z czego wybierać. To ciągle robocze tytuły.

MH: Widzę, że najnowszy album Korna to jedna z najlepiej strzeżonych obecnie tajemnic na świecie. Niewiele udaje się z Ciebie na jego temat wyciągnąć. Powiedz chociaż czy ma on jakiś koncept, co skłoniło was do napisania właśnie takich utworów?

Munky: To prawda! (śmiech) Za każdym albumem Korna stoi jakiś koncept. Wszystkie z nich mają swoją tożsamość. Ten album nie będzie już tak osobistym albumem dla Jonathana jak poprzednie. Teksty są wciąż bardzo mocne i mroczne, ale tym razem odchodzimy od jego osoby jako tego, który skupia na sobie całą uwagę na rzecz szerszego spojrzenia na współczesny świat. Nie mam tu na myśli polityki, a raczej jakieś zagadnienia społeczne takie jak religia, bieda i tym podobne, zamiast osobistych doświadczeń Jonathana, jak to było na poprzednich albumach.

MH: Nie mogę nie zapytać ciebie o odejście Briana "Heada" Welcha i jego zwrot ku Jezusowi Chrystusowi. W jednym z wywiadów krytykowałeś go za tę decyzję…

Munky: To Jonathan.

MH: Czytałem, że ty. Nie zrobiłeś tego?

Munky: Być może w pewnym momencie rzeczywiście tak powiedziałem. W momencie kiedy to wszystko się działo. Wiesz, jesteśmy przyjaciółmi od 20 lat i jego decyzja była bardzo ciężka do zaakceptowania przez resztę. Z biegiem czasu okazało się jednak, że jesteśmy w stanie pogodzić się z jego wyborem. Brian robi to, co chce robić i to sprawia, że jest szczęśliwy. Wybrał taką a nie inną drogę życia i cieszymy się, że jest z tego zadowolony. Rozmawiałem z nim kilka razy w ciągu ostatniego miesiąca i wyglądał lepiej niż w ciągu ostatnich kilku lat i to mnie cieszy. Kiedy ogłosił nam swoją decyzję było w nas sporo żalu i goryczy. Wiesz, każdy może powiedzieć na podstawie swojego własnego doświadczenia co druga osoba powinna zrobić a czego nie. Ale Brian jest dorosłym mężczyzną i podejmuje samodzielne decyzje. Zdecydował się na inną drogę życia niż nasza i jesteśmy z tym pogodzeni. Wspieramy go w tym wyborze, bo ciągle jest naszym przyjacielem. Jest szczęśliwy a nam tylko o to chodzi: żeby nasi przyjaciele byli szczęśliwi. "Head" ciągle jest członkiem naszej rodziny.

MH: Rozumiem z tego, że Brian zaczął odpowiadać na wasze telefony, bo jeszcze niedawno czytałem, że różnie z tym było.

Munky: O tak. Masz rację – zmieniło się to. Normalnie ze sobą rozmawiamy. Spotkaliśmy się nawet. Było to co prawda w bardzo nieprzyjemnych okolicznościach, bo w naszej rodzinie zdarzyła się śmierć. Brian przyszedł na pogrzeb, uścisnęliśmy się i było w porządku. Życzyliśmy sobie wszystkiego najlepszego w życiu i muszę powiedzieć, że był to bardzo oczyszczający moment. Dla nas obu. Wiesz, nic nie dzieje się bez przyczyny – "Head" odszedł żeby podążać za swoim szczęściem i tylko to nas interesuje. Reszta jest nieważna.

W tym momencie rozmowy nieznośnie nasiliły się odgłosy zmywanych naczyń.

MH: Munky, przepraszam, ale czy ty właśnie zmywasz naczynia?

Munky: (śmiech) Tak! Właśnie skończyłem robić sobie śniadanie!

MH: Czy możesz w takim razie zdradzić nam przepis na śniadanie a la Munky?

Munky: (śmiech) Nie ma problemu! Jedno jajko, ryż ze śmietaną a do tego wszystkiego filiżanka kawy. Trochę dziwnie to wyszło: rozmawiamy o Kornie, robisz ze mną wywiad a ja tu zmywam, ale musisz wiedzieć, że ja mam tu normalne życie. Nie ma go za dużo, to prawda, ale czasem takie momenty się zdarzają (śmiech).

MH: Wracając do "sprawy" Briana. Czy twoim zdaniem jego powrót do zespołu jest możliwy? Tym bardziej, że jak mówisz, sprawy między wami wyglądają coraz lepiej.

Munky: Jeśli Brian chciałby wrócić, jeśli któregoś dnia poczuje, że z powrotem chce być częścią zespołu będziemy musieli wszyscy usiąść i przedyskutować tę sprawę. Na razie wygląda mi jednak na to, że on tego raczej nie chce i nie rozważa w ogóle takiej ewentualności. A my? Pogodziliśmy się z jego odejściem i będziemy starali się radzić sobie jakoś bez niego.

MH: Czy znaleźliście już gitarzystę, który zastąpi "Heada"? Możesz zdradzić nam jego nazwisko?

Munky: O tak! Mamy takiego jednego! Nazywa się James Shaffer.(śmiech)

MH: Co ty powiesz!?

Munky: Poważnie! (śmiech) Pochodzi z Bakersfield w Kalifornii i jest niesamowity! Ale już zupełnie na poważnie – ja go zastąpiłem. Nagrałem wszystkie partie gitar na nowym albumie, etc. Na czas trasy znajdziemy kogoś, kto na nam pomoże podczas koncertów, ale stałego zastępstwa za "Heada" nie ma. Nie będzie nowego członka zespołu. Kogoś takiego jak Brian nie da się zastąpić. On jest jak członek rodziny. Wyobraź sobie taką sytuację, że twój brat np. umiera i co robisz? Idziesz do sklepu po nowego brata? Pewnych dziur nie da się załatać. To pokazuje jak bliskim człowiekiem był dla nas Brian i mówi wszystko o naszych wzajemnych relacjach. Dlatego postanowiliśmy zatrudnić kogoś wyłącznie na czas trwania trasy koncertowej.

MH: Wróćmy jeszcze na moment do waszego nowego albumu. Podczas pracy nad nim współpracowaliście z kilkoma różnymi producentami. Właściwie to ze skrajnie różniącymi się między sobą. Jednym z nich była np. Linda Perry, swego czasu odpowiedzialna za nagrania Kelly Osbourne. Oprócz niej byli to Atticus Clark, a nawet spece od hitów, ekipa The Matrix. Skąd taki pomysł? Jaki efekt przyniosła ta współpraca?

Munky: Podczas pracy na tym albumem, bardziej niż kiedykolwiek wcześniej, byliśmy otwarci na nowe pomysły. Poza tym bardzo istotna kwestią było to, że nagle mamy o jednego muzyka mniej. W związku z tym staraliśmy się wypełnić lukę po nim w sensie dźwięku i brzmienia. Potrzebowaliśmy pomocy. Kogoś, kto będzie potrafił to zrobić, spojrzy na nas z dystansem i wyciągnie z nas to, co najlepsze. Jeśli jeszcze weźmiemy pod uwagę, że na każdym albumie Korna staramy się trochę poeksperymentować to decyzja o współpracy z całą grupą tak różnych producentów, nie powinna dziwić. Oprócz tych, których wymieniłeś pracowali z nami także Dallas Austin, Mark Hudson… Chcieliśmy po prostu przekonać się co mogą z nas wydobyć ci wszyscy ludzie.

MH: I jak wyszło?

Munky: Niesamowicie!

MH: Jestem tego bardzo ciekaw. Gdzieś wyczytałem, że muzyka Korna na nowym albumie będzie mieszanką "old-schoolowego hip-hopu i groove". Sądząc po tej mieszance producentów taki niecodzienny kolaż stylistyczny wydaje się bardzo prawdopodobny. Czy tak jest w rzeczywistości?

Munky: Absolutnie nie! On będzie brzmiał jak dojrzała wersja Korna. Muzycznie jest oczywiście mroczny – to żadna niespodzianka. Ale jeśli chodzi o teksty i klimat muzyki to uważam, że jest to dojrzałe odbicie nas samych, tego jak czuliśmy akurat podczas nagrywania tego materiału. Muszę powiedzieć, że jest to bardzo rockowy album: nie ma na nim hip-hopu, nie występują żadni goście – jesteśmy tylko my we czwórkę. Gdybym miał go porównać do naszych wcześniejszych albumów powiedziałbym, że jest to lepsza wersja… No może to złe słowo – nie "lepsza" a w jakimś sensie klimatem podobna do "Untouchables" produkcja. Z tym jednak zastrzeżeniem, że utwory są cięższe niż na tamtym albumie.

MH: Na wielu forach internetowych toczy się dyskusja między fanami Korna, Deftones, Limp Bizkit, etc. na temat tego który zespół wypromował pozostałe. Jak ty byś się odniósł do tych sporów? Czy wy jako muzycy w jakiś sposób rywalizujecie ze sobą?

Munky: Korn i Deftones wypłynęły w tym samym czasie. Nie znaliśmy się jednak z nimi. Oni mieszkali w północnej Kalifornii, a my w południowej. Fieldy i ja puszczaliśmy sobie ich demo nagrane na czterośladzie. Strasznie nam się podobało to, co zrobili! To było naprawdę dobre. W tym samym czasie oni słuchali naszego demo. Wszystko to działo się na początku 1992 r. jeśli dobrze pamiętam, czyli ponad 13 lat temu! Jeśli chodzi o Limp Bizkit to historia jest taka, że Fred Durst podszedł kiedyś do Fieldy’ego i dał mu kasetę mówiąc: "Hej, tu jest mój zespół. Gdybyś mógł tego posłuchać…". Bardzo nam się to podobało. Daliśmy ten materiał naszemu producentowi Rossowi Robinsonowi a on wyprodukował im album. Myślę, że ta opowieść jest wystarczającym wyjaśnieniem tych wszystkich sporów. Korn otworzył drzwi przed wieloma zespołami, które potem stały się znane. Muzycznie wyglądało to tak, że wprowadzały one już potem elementy hip-hopu do ciężkiej muzyki, industrialu i czego tam jeszcze chcesz… My sprawiliśmy, że to było OK, że było to do zaakceptowania, że mogli próbować nowych rzeczy, a nikt nie pukał się w czoło kiedy mu je proponowali na swoich demo.

MH: Myślę, że to bardzo ważne i potrzebne, co teraz powiedziałeś. Przecież dyskusje na temat tego, który zespół jest "lepszy", kto ma lepszych fanów, etc. od zawsze były jałowe…

Munky: Nie ma drugich taki fanów jak fani Korna! Oni są niesamowicie oddani. A nasz stosunek do nich jest o wiele bardziej osobisty niż wielu innych zespołów, które znam. Nasi fani są częścią naszego zespołu tak jak ja czy np. Jonathan.

MH: Czy wiesz, że jedna z największych stron internetowych o Kornie jest prowadzona przez waszych polskich fanów? Utrzymujecie z nimi kontakt?

Munky: Nie, niestety nie, ale muszę powiedzieć, że to jest naprawdę zajebiste, że po drugiej stronie globu ludziom podoba się nasza muzyka. To może człowieka napełnić próżnością. Bardzo się cieszę, że już niedługo będziemy mogli spotkać się z nimi i zagrać dla nich na żywo. Zasługują na to i bardzo jesteśmy im wdzięczni za to, że ciągle są z nami.

Munky zamyśla się chwilę nad istotą relacji między zespołem a jego fanami i choć czekam na dalszy ciąg jego wypowiedzi w słuchawce narasta mi wyłącznie odgłos mytych naczyń. Ten mało energiczny rozmówca wkrótce znowu zamieni swoje "normalne życie" na życie w autobusie, a sam z domatora przemieni się w scenicznego potwora, który tym razem roboty będzie miał o wiele więcej niż mycie tych kilku talerzy po śniadaniu.
19 sierpnia 2005

Comment!

You must be logged into post a comment.