Search for:
 

Nie rozczulam się nad przeszłością



Koncert Deep Purple w roku 2000 był wyjątkowy z wielu powodów, po pierwsze zespół przyjechał z orkiestrą symfoniczną, a po drugie na scenie pojawił się także R.J. Dio – malutka postać która zadziwiła nawet swoich fanów tym, że w bezpośredniej wokalnej konfrontacji w "Smoke on The Water" położyła nawet samego Gillana.

Żałować można było tylko, że Dio zaprezentował wówczas zaledwie 2 swoje utwory, lecz w wywiadzie udzielonym wtedy naszemu miesięcznikowi obiecał, że wkrótce do nas wróci już ze swoim zespołem Dio. I słowa dotrzymał. Już w październiku Ronnie zagra u nas koncert a będzie to wydarzenie niezwykłe. Z okazji 20 rocznicy wydania płyty "Holy Diver" zespół wykona na scenie wszystkie numery z tego albumu. Oczywiście nie tylko te – w repertuarze znajdzie się także wiele innych hitów Dio – także tych, które nagrał z Rainbow i Black Sabbath.

MH: Przyznam trochę zdziwił mnie fakt wydania "Evil Or Divine" na płycie CD w 2 lata po premierze DVD. Niektórzy fani chyba już stracili nadzieję że ukaże się on w takim formacie…

R.J. Dio: Niestety wszystkiemu winna jest wytwórnia, gdyż w pewnym momencie straciłem kontrolę nad tym i niestety zostało to wykorzystane niemiłosiernie. Okazało się, że ktoś chciał na tym zarobić, a wszystko obróciło się przeciw zespołowi…

MH: No właśnie w sieci już od dawna krąży zapis tego koncertu w formie audio…

R.J. Dio: Podobno tak, dlatego wydanie tej płyty było tylko formalnością… W pewnym momencie zaczęliśmy się zastanawiać czy po takim okresie jest sens wydawać ten album, lecz bardzo wielu ludzi oceniało ten koncert jako jeden z naszych najlepszych jakie udało się nam zarejestrować. Dlatego ten album został wydany dla tych najwierniejszych fanów, którzy chcieli czegoś więcej niż tylko albumu ściągniętego z sieci…

MH: W ostatnim czasie bardzo często udzielasz się poza swoim macierzystym zespołem. Nie tak dawno ty i Rudy Sarzo nagraliście kilka partii na solowy album Eddiego Ojedy, gitarzysty Twister Sister. Jak doszło do tej współpracy?

R.J. Dio: Jesteśmy z Eddiem bardzo dobrymi przyjaciółmi już od bardzo długiego czasu. Całkiem nie tak dawno graliśmy z Twister Sister koncert i wszystko zaczęło się od tego. Czasem lubię obserwować inny zespół na scenie i tak też było tym razem, akurat podczas tego występu Eddie zagrał jakiś krótki fragment, chyba podczas jego dłuższej solówki i po koncercie kiedy zaczęliśmy rozmawiać, zapytałem co to był ten fragment. Okazało się, że był to jeden z jego pierwszych pomysłów, który napisał z myślą o swojej solowej płycie. Wtedy Eddie przyznał, że od dłuższego czasu zastanawia się żeby powierzyć mi rolę wokalisty na tej płycie i zapytał mnie czy to nie byłby problem. Oczywiście zgodziłem się, gdyż nie odmawiam przyjaciołom… Kilka dni później przysłał mi utwór praktycznie gotowy bez wokali i do którego od ręki napisałem wszystkie melodie, ot tak po prostu. To bardzo prosty utwór, którego ja chyba nigdy bym nie napisał, ale brzmi to całkiem obiecująco mimo iż nie słyszałem jeszcze ukończonej wersji. Natomiast Rudy nagrał bas do dwóch utworów w tym do tego, w którym śpiewam, a drugi jest podobno utworem instrumentalnym. Tylko tyle wiem na temat tej płyt, znając Eddiego będzie to dobry album, ale w chwili obecnej najważniejsze dla mnie jest to, że Eddie jest zadowolony z tego, że udało nam się coś nagrać wspólnie. To jest dla mnie najważniejsze…

MH: Kto jeszcze zagra na tej płycie? Czy ty będziesz jedynym wokalistą?

R.J. Dio: Najprawdopodobniej nie, gdyż kilka utworów jest instrumentalnych, lecz większość ma mieć wokale. Z tego co wiem to sam Eddie zaśpiewa w kilku utworach, a dodatkowo chciał jeszcze zaprosić bardzo wiele osób, lecz nie mówił mi kto by to miał być…

MH: Już od dłuższego czasu słychać mniej lub bardziej oficjalne pogłoski jakoby w tym roku mielibyśmy doczekać się kolejnego twojego DVD…

R.J. Dio: Tak to prawda cały czas jesteśmy w trakcie tworzenia takiej płyty, która jednak nie będzie zawierać żadnego koncertu, przynajmniej nie koncert byłby jej główną zawartością…

MH: Podobno owe DVD ma się nazywać "Stand & Shout"…

R.J. Dio: Była taka opcja, aczkolwiek uważam, że to za wcześnie by zastanawiać się nad tytułem…

MH: W takim razie; jeżeli nie będzie to płyta live, to co?

R.J. Dio: Punktem wyjścia do stworzenia tej płyty były prośby fanów o to by w końcu wydać wszystkie nasze teledyski, gdyż nigdy nie zostały one wydane oficjalnie, a zdobycie zwłaszcza tych starszych graniczy z cudem. Powiem szczerze; ta płyta również dla mnie jest czymś co chciałem zrobić już bardzo dawno temu i nie wiem chyba trafiłem na właściwy czas, gdyż kiedy poruszyłem ten temat okazało się, że wszyscy – nawet w wytwórni – strasznie zapalili się do tego pomysłu. Na szczęście pracuje nad tym DVD z takimi ludźmi, którzy nie traktują tego wcale jak kolejnej okazji do wyciągnięcia kasy z kieszeni fanów, bo przecież jak niektórzy złośliwie mówią: "Na Dio można zarobić"… Jak rozumiesz; same teledyski to byłoby za mało, wówczas można by sądzić, że rzeczywiście ktoś chce w łatwy sposób zarobić, dlatego teraz pracujemy nad bonusami, których na pewno będzie bardzo dużo i wiele z nich będzie naprawdę zaskakujących. Dzięki wielu życzliwym ludziom udało nam się dotrzeć do ogromnej ilości materiałów, których nikt nigdy nie widział, łącznie z nami (śmiech)…

MH: W takim razie, kiedy można się spodziewać premiery tego wydawnictwa?

R.J. Dio: Chciałbym żeby ukazało się jak najszybciej, lecz tak naprawdę to przeglądanie materiałów archiwalnych jest strasznie pracochłonne, dlatego może to zająć nawet i 2 lata…

MH: Mówisz, że przeglądanie tych materiałów jest pracochłonne ale podczas ich oglądania łezka w oku musiała ci się zakręcić…

R.J. Dio: Nie jestem osobą, która jakoś specjalnie rozczula się nad swoją przeszłością, tym niemniej niektóre występy o których już dawno zapomniałem, bądź też wywiady, wywołują mój uśmiech… Czasem oglądając takie zapomniane obrazki zupełnie niespodziewanie przypominasz sobie różne inne fakty, które wydawać by się mogło nie mają związku z tym, co widzisz na ekranie…

MH: Nie od dziś wiadomo, że Jack Blue z Tendecious D. jest twoim przyjacielem. Bardzo często wspieracie się nawzajem. Ostatnio Jack zaczął nowy projekt, tym razem ma to być film w którym podobno wystąpisz. Czy zdradzisz coś więcej na ten temat?

R.J. Dio: Wszystko zaczęło się od tego, że Jack wraz ze swoim kumplem z Tenacious D. wystąpił w moim teledysku do "Push" pochodzącym z płyty "Killing The Dragon". To była naprawdę świetna zabawa. Następnym razem kiedy spotkaliśmy się z Jackiem ten zdradził mi, że teledysk natchnął go do napisania scenariusza. Zapytał mnie wtedy czy nie miałbym ochoty w nim zagrać. Oczywiście zgodziłem się po czym o całej historii zapomniałem. Nagle po 3 latach zadzwonił Jack i zapytał: "Ronnie czy pamiętasz naszą rozmowę o filmie, który chciałem nakręcić? Właśnie zaczynamy zdjęcia, wpadniesz na plan? Mam dla ciebie małą rolę w której chciałbym cię obsadzić". Wyobraź sobie moje zdziwienie (śmiech)… Jack zawsze był wielkim fanem Dio i Black Sabbath i to jest film o jego życiu i tak się składa, że gram tam w zasadzie samego siebie… Film opowiada historię Jacka, o tym jak muzyka stała się jego przeznaczeniem. Czytałem scenariusz i sądzę, że będzie to piękny film. Może nie będzie to żadna hollywoodzka produkcja, lecz w niezły sposób pokazuje magię marzeń, przeznaczenia i dążenia do urzeczywistnienia snów… Moja rola ogranicza się do kilku minut, kiedy to pojawiam się w nocy w pokoju Jacka. Jest to sytuacja opisująca moment kiedy był jeszcze mały i miał na drzwiach swego pokoju plakat Dio… Niestety jego ojciec nie był zbyt zachwycony jego fascynacją rockiem i pewnej nocy wyrzucił jego gitarę przez okno. Wtedy Jack zaczyna śpiewać na tle mojego plakatu, a moja postać ożywa i razem z nim śpiewa… Później radzę mu by nigdy nie rezygnował ze swych marzeń, gdyż jest to najcenniejsze co może mieć, a do ich spełnienia niewiele trzeba… Trudno mówić o jakiejś roli, na pewno po tym filmie gwiazdą Hollywood nie zostanę (śmiech)…

MH: Jeśli kiedyś ktoś chciałby nakręcić film na podstawie twojego życia, jaki byłby to film?
R.J. Dio: Jeżeli ktoś potrafiłby ukazać w piękny sposób aspekt ciężkiej pracy i powolnego dochodzenia do celu, krok po kroku, to mógłby być niezły film, ale na pewno dla wymagającego odbiorcy… Nierozłącznym elementem tego filmu oczywiście musiałaby być muzyka, gdyż muzyka to całe moje życie. Z drugiej strony, moje życie nigdy nie należało do niezwykle interesujących, nie zdarzały się w nim dramatyczne zmiany losu. Może ktoś powie, że to smutne, ale ja nigdy nie ćpałem, nigdy nie byłem aresztowany i nie robiłem miliona innych rzeczy, które ludzie podejrzewają patrząc na gwiazdę rocka, ale to nie ja i cieszę się z tego. Naprawdę moje prawdziwe życie zaczyna się dopiero po zejściu ze sceny, kiedy wracam do moich bliskich, wówczas jest to prawdziwy Ronnie James Dio. Spokojne życie prywatne to skarb; zawsze go chroniłem i będę chronił. Jeżeli chcesz więcej się o nim dowiedzieć wsłuchaj się w moją muzykę, gdyż to w niej opowiadam o swoim prawdziwym ja…

MH: A kto według ciebie najlepiej mógłby wcielić się w rolę twojej osoby w takim filmie?

R.J. Dio: … trudne pytanie, na pewno nie byłby to nikt ze znanych aktorów… Nie wiem czy pamiętasz jeden ze starszych moich utworów "The Last In Line"? Zagrał w nim młody chłopak, który teraz będzie chyba już młodym mężczyzną. Nie wiem co teraz się z nim dzieje, gdyż od tamtego czasu spotkałem się z nim może jeszcze raz, ale czuję z nim jakąś emocjonalną więź, formę telepatii. Pamiętam, że wtedy gdy nasze drogi skrzyżowały się po raz pierwszy, zadziwiło mnie to jak bardzo podobny jest on do mnie sprzed ponad 30 lat… Tu nie chodziło tylko o wygląd, lecz o jego ideały, o podejście do muzyki. Mimo, że nie widziałem go już tak dawno to wiem, że ten chłopak realizuje swoje marzenia i na pewno gdzieś gra, marząc o tym że pewnego dnia zostanie gwiazdą. On byłby najlepszym aktorem, który mógłby zagrać moją postać…

MH: W roku 1978 zaśpiewałeś gościnnie na płycie Davida Coverdale’a "North Winds". Jak wspominasz współpracę z nim? W opinii wielu osób to ktoś z kim trudno się współpracuje…

R.J. Dio: Ja nie mogę tego potwierdzić, wręcz przeciwnie. David to wspaniały muzyk i niezwykle charyzmatyczny wokalista i być może to właśnie dlatego tak wiele osób mówi o nim źle? Zresztą o jakiej współpracy my mówimy? To było zaledwie nagranie chórków do jednego numeru. To wszystko zajęło mi dosłownie chwilę…

MH: Wydaje się, że zawsze miałeś miłe doświadczenia z muzykami z purpurowej rodziny. Sam ostatnio przyznałeś w jednym z wywiadów, że od dawna do niej należysz…

R.J. Dio: No tak jakoś dziwnie się składa, że ludzie związani z tym zespołem byli dla mnie jak talizman. Kiedy nasze drogi się krzyżują zawsze takie spotkanie owocuje czymś nieprzeciętnym… Wszystko to wynika z tego, że wszyscy ci którzy byli kiedykolwiek związani z Deep Purple mają jedną cechę wspólną, są fantastycznymi ludźmi obdarzonym ponadprzeciętnym talentem…

MH: Na wspomnianej płycie Coverdale’a, śpiewasz w chórkach razem z twoją żoną; Wendy. Czy nie myślałeś by umieścić jej głos na którymś z twoich późniejszych albumów?

R.IJ. Dio: Może to zabrzmi brutalnie, ale nie sądzę by Wendy była dobrą wokalistką. To było jednorazowe wydarzenie… Zresztą jeżeli uważnie wsłuchasz się w ten chórek to sam usłyszysz jej zawodzenie (śmiech)… Nie mamy z tym jakiegoś problemu, gdyż Wendy była pierwszą osoba, która spojrzała krytycznie na swój głos i stwierdziła, że nie ma talentu… Natomiast Wendy ma inne zalety i inne talenty, miedzy innymi ma nosa do interesów, dlatego to jej zostawiłem tę działkę, gdyż w tej dziedzinie znów ja nie czuje się najmocniej… Zawsze dążyłem do celu sam, nigdy nie chciałem podpierać się nikim nawet rodziną i to działa również w drugą stronę. Nie mam zamiaru nagrywać jakiś dziwnych duetów, tylko dlatego że ten ktoś jest moją rodziną. Być może taki eksperyment byłby fajny, ale tylko dla mnie i rodziny, coś jak zdjęcie na kominku, taka pamiątka…

MH: W roku 1986 stałeś się uczestnikiem pewnego wyjątkowego projektu "Hear’n’Aid". Podobno to ty byłeś pomysłodawcą tego przedsięwzięcia?

R.J. Dio: Nie, pomysłodawcami byli Vivian Campbell oraz Jimmy Bain, ja tylko miałem być wokalistą, lecz bardzo szybko powierzono mi również rolę producenta… Nie wiem czy pamiętasz ale to był czas kiedy podobny projekt powstał też w środowisku popowym. Wówczas utwór "We Are The World" odniósł, rzeczywisty sukces, a zaśpiewały w nim wszystkie gwiazdy tamtych czasów zaczynając od Michaela Jacksona, Stevie Wondera, Bruce’a Springsteena kończąc na Quincy Jones. Wiem, że twórca tego przeboju chciał by pojawili się w nim najważniejsi przedstawiciele każdego stylu muzycznego, ale zawsze kiedy oglądaliśmy go z Jimmym czy z Vivianem czuliśmy niedosyt, gdyż nasze metalowe środowisko nie było reprezentowane dosłownie przez nikogo. Bardzo szybko pojawił się pomysł, żeby stworzyć coś podobnego, lecz tym razem z muzykami rockowymi i metalowymi i tak powstał utwór "Stars"… Bardzo szybko wybrano mnie jako producenta, choć tak naprawdę o moim wyborze nie zadecydowało wcale moje doświadczenie w tej kwestii. Po prostu znałem bardzo wielu ludzi do których mogłem dotrzeć i skusić ich na ten projekt. Przyznam szczerze w pewnym momencie projekt przerósł nasze najśmielsze oczekiwania – nikt nie spodziewał się, że uda nam się namówić taką ilość znanych ludzi…

MH: Czy łatwo było zapanować nad takim dużym projektem, nad taką ilością charyzmatycznych muzyków?

R.J. Dio: Od strony muzycznej wszystko odbyło się idealnie, bez najmniejszych problemów, być może dlatego że wszyscy traktowali ten pomysł jak coś bardzo wyjątkowego i każdy przykładał się do tego bardzo mocno… Znacznie trudniejszym było zorganizowanie wszystkiego – zebranie w jednym miejscu tych wszystkich ludzi to był problem. Natomiast pozytywnie było uczestniczyć w tym projekcie patrząc na ten cud zza stołu mikserskiego. Miałeś przed sobą ogromną liczbę ludzi obdarzoną ogromnym talentem i zapałem. Myślę, że to był doskonały wybór – nie potraktowaliśmy tego jak kolejnej typowej produkcji i wszystko zarejestrowaliśmy na żywo. To był doskonały pomysł gdyż dzięki temu wytworzyła się magia tego utworu…

MH: Już w październiku przyjeżdżasz do Polski na jeden koncert. Jako, że będzie to twoja pierwsza wizyta w naszym kraju (nie licząc występu z Deep Purple – przyp. red.), czego możemy spodziewać się po twoim występie. Przygotowujesz jakieś niespodzianki?

R.J. Dio: Myślę, że największą niespodzianką będzie to, że specjalnie na tej trasie wracamy do repertuaru płyty "Holy Diver", która będzie grana w całości. To będzie na pewno wyjątkowe, gdyż niektórych z tych utworów nie graliśmy naprawdę od bardzo dawna. Z całą pewnością będziemy też grali coś z repertuaru Black Sabbath i Rainbow, jeżeli chodzi o ten drugi zespół to na pewno żelaznym punktem każdego występu będzie "Gates Of Babilon"… Na tej trasie nasze występy uzupełnimy o prezentacje wizualne; tak, to powinno być ciekawe…

MH: A jak wspominasz swoją pierwszą wizytę w naszym kraju kiedy to pojawiłeś się jako członek ekipy Deep Purple?

R.J. Dio: To były fantastyczne chwile, nie tylko dlatego że byłem przez moment częścią Deep Purple, ale przede wszystkim dzięki tak fantastycznemu przyjęciu. Zawsze chciałem u was zagrać i niestety zawsze coś stawało mi na drodze, lecz tym razem przyjedziemy już na pewno! Z tamtej wizyty utkwili mi w pamięci Polacy zawsze uśmiechnięci i tak niezwykle przyjaźni. Jesteście chyba najbardziej entuzjastycznym narodem, do tego narodem który jest wiecznie uśmiechnięty. Niestety cały dzień spędziliśmy w hotelu, ale być może przy okazji następnej wizyty poznam wasz kraj znacznie lepiej…

MH: W takim razie do zobaczenia w październiku…

Comment!

You must be logged into post a comment.