Search for:
 

Manic Street Preachers: powrót entuzjazmu i wiary we własne siły



"Lifeblood" – tak brzmi tytuł najnowszej płyty Manic Street Preachers. Weterani brytyjskiej sceny gitarowej powracają z albumem pilotowanym przez przebojowy singiel "The Love of Richard Nixon". O piosenkach, wyborach w USA i sytuacji w zespole mówi Sean Moore, perkusista Maniaków.

Wasza ostatnia płyta była kompilacją największych przebojów Manic Street Preachers, w związku z tym nowy album "Lifeblood" jest jakby rozpoczęciem nowego rozdziału w waszej historii…

Zabierając się do nagrania tej płyty nie mieliśmy konkretnego pomysłu jak ma ona wyglądać. Chcieliśmy na pewno nagrać coś lżejszego, łatwiejszego niż "Know Your Enemy" – nasz ostatni studyjny album, który dla wielu osób okazał się po prostu za trudny. Dla nas też, patrząc na to teraz z perspektywy. Potrzebowaliśmy płyty bardziej melodyjnej, przy której można by się zrelaksować. Jednak podczas pracy w studio każdy pomysł zmienia się jeszcze kilkakrotnie, nabiera kształtów. Jesteśmy zadowoleni z rezultatów, choć nie do końca były one zamierzone.

W wywiadach do poprzedniej płyty, Nicky Wire (gitarzysta grupy – przyp. MR) wspominał, że chce nagrać album w stylu "Nebraski" Bruce’a Sprinsteena, tylko w waszym wydaniu. Sądzisz że mu się to udało?

Miał taki pomysł na początku, to prawda, ale później, podczas pierwszych miksów płyty z Tomem Elmhirstem, spod którego wyszła między innymi ostatnia płyta Goldfrapp, wiadomo już było, że wszystko może się darzyć. To dobrze, materiałem tym zajął się ktoś nie uczestniczył w jego narodzinach i z zupełnie świeżym podejściem nadał mu zupełnie nowy wymiar, kształt, na jaki my sami byśmy pewnie nigdy nie wpadli.

Podczas powstawania piosenek Maniców zawsze to słowa pojawiały się pierwsze. Czy tak było i tym razem?

I dalej tak jest. W 99,9% naszych piosenek to słowa są zalążkiem nowego utworu i to miało też miejsce w przypadku nowej płyty. Powstają z inspiracji i same też stają się inspiracją. Pośrednio wskazują nam też kierunek muzyczny, w jakim powinniśmy się udać przy komponowaniu danego utwory. Nic się w tej kwestii nie zmieniło u nas od ponad 10 lat.

Czy są jakieś nowe brytyjskie zespoły, na które zwróciliście uwagę?

Tak naprawdę nowe brytyjskie zespołu wcale nie są takie nowe. Jak choćby Snow Patrol, którzy nagrali już kilka studyjnych albumów, zanim zostali zauważeni przed szerszą publiczność. Staramy się słuchać jak najwięcej muzyki o której co jakiś czas robi się głośno, np. Razorlight, Interpol, Yeah Yeah Yeahs. Wszystkim dajemy szansę.

A czy ktoś pisze jeszcze teraz dobre teksty piosenek?

Szczerze mówiąc: nie za bardzo. Artyści mają tendencję do poruszania coraz płytszych i wygodniejszych dla siebie tematów. Pobłażają samym sobie. I to jest bardzo przykre.

Przy okazji płyty z największymi przebojami wydaliście też krążek z ich remiksami, przygotowanymi przez najpopularniejszych artystów elektronicznych. Czyżby tym razem koniec z remiksami?

Może będą, remiksy zawsze obecne były choćby na stronach b naszych singli kompaktowych i winylowych, często dostępnych tylko w Wielkiej Brytanii, stąd reszta świata mogła je poznać dopiero jako bonus do składanki "Forever Delayed". Ale ponieważ podczas sesji do nowej płyty nagraliśmy aż 25 nowych kompozycji, a na płytę trafiło tylko 12, więc to na pewno je zamieszczać będziemy w pierwszej kolejności.

Pytam trochę podchwytliwie, bo na singlu do nowego utworu "The Love Of Richard Nixon" utwór "Everything Will Be" wyprodukował Andy Cato z Groove Armada…

Nasz manager opiekuje się także zespołem Groove Armada, stąd Andy jest naszym wieloletnim przyjacielem. Na początku pracy nad "Lifeblood" proponowaliśmy mu nawet jej produkcję, ale był wtedy bardzo zajęty własnymi projektami i pomysł ten upadł a płytę wyprodukowaliśmy sami wraz z Tonym Viscontim i Gregiem Haverem. Czyli jak zwykle, bo nawet gdy w przeszłości przed nasze płyty przewijały się takie postaci jak David Holmes czy Howard Grey z Apollo 440, to zawsze to my mieliśmy na nią ostateczny wpływ.

Podobno dzięki pracy z Tonym Visconi znów jesteście zespołem a nie obrażeni na siebie nagrywacie solowe projekty… Sądzisz że Tony uratował Maniców?

W bardzo prostych słowach uświadomił nam, że tak w zasadzie to wcale go nie potrzebujemy! Odkrył w nas nowe pokłady kreatywności, pobudził do myślenia. Dzięki pracy z nim wrócił nam entuzjazm i wiara we własne możliwości, zaopatrzeni w które sami mogliśmy podjąć znów ciężar nagrania nowej płyty. Cieszymy się, że nie bał się powiedzieć nam prawdy.

Wróćmy do nowej płyty. Wymyślony na potrzeby promocji jej podtytuł brzmi: "Ścieżka dźwiękowa do rozczarowania, nienawiści, miłości i nie poddawania się". Możesz rozwinąć tę myśl?

To słowa Nicka, który w ten sposób określił ten album jako "Holly Bible" dla trzydziesto- parolatków. Jak odnaleźć się będąc już poza zainteresowaniem mediów, poza nawiasem społecznym. Jak stawić temu czoła i nadal być produktywnym, kreatywnym. Jak powiedział Tony – trzeba ponownie odnaleźć swoje "ja", swoje dobre strony i miejsce w tym wielki, dzikim świecie.

Wspomniałeś o klasycznym już waszym albumie "Holly Bible". W listopadzie ukaże się na DVD jego reedycja. Możesz zdradzić o jakie dodatki zostanie ona poszerzona?

Mnóstwo wywiadów, fragmenty koncertów no i całkowicie zremasterowany dźwięk. W sumie będzie to wydawnictwo trzypłytowe, więc zawierać będzie naprawdę dużo atrakcji.

Wasza płyta ukazuje się dzień po wyborach w Stanach Zjednoczonych, stąd nie sposób nie zadać Wam pytania: Bush czy Kerry? Któryś z nich zasługuje w ogóle na wygranie tych wyborów?

To trudne pytanie, bo i tak zazwyczaj wygrywa kandydat, który ma więcej pieniędzy. Niezależnie czy na to zasługuje czy nie. Nie wiemy zbyt wiele o Johnie Kerry’m, a mówi się że lepsze jest licho, które się zna. Wiele też zależy od mediów, do czasu pierwszej debaty telewizyjnej obstawiałem że wygra George Bush Jr, teraz nie jestem już tego taki pewien. To, jak obaj kandydaci byli pokazywani w jej trakcie miało więc diametralne znaczenie.

O czym opowiada wasz nowy singiel "The Love Of Richard Nixon"?

Któregoś dnia oglądaliśmy film "Nixon" z Anthonym Hopkinsem w roli głównej. Zaintrygowała nas postać tytułowego bohatera, zaszufladkowanego już na zawsze jako aferzystę i to, że będzie pamiętany zawsze jako postać negatywna. Podczas gdy uwielbiany John F. Kennedy o mało nie doprowadził do wojny nuklearnej i odwrotnie – jak znienawidzony był Reagan podczas swojej prezydentury, a po jego śmierci przywołuje się jego postać jako dobrego wujka Ameryki. Bill Clinton zignorował problem Rwandy, w której zginęło kilka milionów osób, o czym mało kto zdaje sobie sprawę. To dość ironiczne, jak niesprawiedliwa dla ludzi bywa historia. Ta piosenka to studium postaci Nixona i jego obrazu w mediach.

Rozmawiał: Maciek Rychlicki

Comment!

You must be logged into post a comment.