Comment!
You must be logged into post a comment.
Rozmowa z Rachael Yamagatą
Rachael Yamagata urodziła się w Arlington w stanie Virginia. Egzotyczną urodę odziedziczyła po ojcu, z pochodzenia Japończyku, oraz matce, w której żyłach płynie niemiecka i włoska krew. Jej rodzice rozwiedli się, gdy miała dwa lata, w wyniku czego kolejną dekadę spędziła w rozjazdach między Nowym Jorkiem a Waszyngtonem. W ubiegłym roku ukazała się jej debiutancka płyta "Happenstance".
Witaj Rachael. Moje pierwsze pytanie dotyczy twoich wspomnień związanych z współpracą z zespołem Bumpuss. Czy była to dobre rozgrzewka przed wydaniem, pierwszej solowej płyty?
Rachael: Witam. To było dla mnie bardzo ważne doświadczenie jeżeli chodzi o występy na żywo. Graliśmy często i wszędzie. Od pobliskich, zaprzyjaźnionych pubów dla kilkudziesięciu słuchających nas osób, po mieszczące 10 000 ludzi stadiony w Chicago. Zespół składał się z trzech wokalistów, więc obycie na scenie było koniecznie, by wszystko ze sobą współgrało. Graliśmy różną muzykę. Miał na nas wpływ hip-hop, soul, czy też jazz. Nie zabrakło też inspiracji takimi Artystami jak: David Bowie czy też Miles Davis. Hip-hop, jazz, soul i rock, to wszystko było na naszych koncertach. Nauczyłam się żonglować tymi piosenkami w taki sposób by cała ta muzyczna układanka pasowała do siebie, a publiczność nie była znużona. Praca w Bumpuss nauczyła mnie także podstawowych zasad w pisaniu i komponowaniu piosenek, to było naprawdę ważne dla mnie doświadczenie.
Przy nagraniu debiutanckiego albumu "Happenstance" miałaś okazję pracować z tak wybitnymi i doświadczonymi producentami i muzykami jak: Johna Alagia, Kevin Salem, Aaron Comess, John Conte, Matt Walker, Matt Johnson. Jak wspominasz tę pracę dzisiaj: jako trudną lekcję muzyki, czy wręcz przeciwnie, niezapomnianą muzyczną przygodę?
Rachael: Praca z nimi wszystkimi była czymś niesamowitym. Jestem naprawdę szczęśliwa, że z takim oddaniem zaangażowali się w pracę ze mną, a ja mogłam czerpać garściami z ich doświadczenia i oddawać to wszystko mojej płycie. Każdy z nich to wielka osobowość, profesjonaliści na całej linii, pewnie dlatego każdy swoje ego schował do kieszeni czując moją muzykę, jak ja dali z siebie wszystko, traktując ją jak swoją. Było cudownym uczucie, kiedy w chwil zwątpienia dodawali mi otuchy i determinowali mnie do jeszcze bardziej wytężonej pracy. Mimo wszystko nasza wspólna praca była na luzie. To wspaniali muzycy i ludzie.
Na rynku dostępny jest już twój maxi singel nazwany "EP". Dlaczego postanowiłaś go wydać? Czy miał być to test twojej muzyki przed wydaniem całego krążka?
Rachael: Przy nagrywaniu swojego pierwszego albumu chciałam bardzo pracować z moim zdaniem znakomitym Malcolmem Burnem. Niestety, Malcolm miał już inne zobowiązania, musiał rozpocząć pracę nad innym projektem. Mieliśmy więc bardzo mało czasu na pracę w studiu. Wykorzystaliśmy go najbardziej efektywnie, jak tylko się dało. Efektem naszej współpracy jest tych sześć piosenek, które chcieliśmy zaprezentować szerszemu gronu odbiorcy. Na tamtym etapie pracy nie wiedzieliśmy, kiedy i przy jakiej okazji się one ukażą – wydaliśmy je więc na "EP". Nie było moim zamierzeniem wydawać "EP" jako muzycznej zakąski przed dużym albumem. Po prostu, zakochaliśmy się w tych 6 piosenkach i chcieliśmy by inni też mieli możliwość zakochania się w nich.
"Worn Me Down" to twój pierwszy singel promujący album "Happenstance". Fani znają go już z "EP", tam jednak występuje w bardziej surowej, innej wersji. Powiedz, dlaczego zmieniłaś ostatecznie tempo i charakter muzyczny tego utworu?
Rachael: "Worn Me Down" to piosenka o szalonej miłości. O uczuciu, które czasami nami zawładnie i czy tego chcemy, czy nie musimy się jemu poddać. To piosenka śpiewana z perspektywy szaleńczo owładniętej miłością osoby. Skomponowałam ją na gitarze, udając że to gitara basowa (śmiech). Następnie nagrałam demo tej piosenki z czterema różnymi muzykami, a tym samym czterema różnymi pomysłami na nią. Ostatecznie demo zawierało 6 różnych wersji "Worn Me Down". Z tych 6 wersji, 2 ujrzały światło dzienne: pierwsza to ta nagrana z Malcolmem Burnem wydana na "EP", druga wersja pochodzi z albumu. I właśnie ta druga wersja ukazała się na singlu, jako ta z chwytliwym refrenem i uniwersalnym przekazie o miłości (śmiech). Mam nadzieje, że poradzi sobie w stacjach radiowych i zacznie żyć własnym życiem?
Wydałaś singiel, nakręciłaś video do "Worn Me Down". Przyznaj się, jakie przesłanie niesie ze sobą podróżująca po prowincjonalnym, meksykańskim miasteczku uwięziona w ogromnym akwarium Rachael Yamagata?
Rachael: (śmiech). Pomysł na klip był reżysera. Miałam grać odizolowaną, swego rodzaju ludzkich rozmiarów lalkę zamkniętą w kryształowym pudle. Lalkę, którą wszyscy widzieli, niknie chciał pomóc a która bezsilnie próbowała się wydostać. To akwarium cały czas się chwiało, nie raz myślałam, że zaraz wyląduje na ziemi na rozbitym szkle. (śmiech). Ubrana byłam też dość grubo, a temperatura wewnątrz akwarium była nieziemsko wysoka. Mój menedżer cały czas miał na mnie oko, bo bał się, że zemdleje i zrobię sobie krzywdę. Na szczęście ani ja, ani nikt z ekipy podczas kręcenia klipu nie ucierpiał. A pomysł i treść nie niesie za sobą żadnego ukrytego znaczenia. Jestem zadowolona z tego obrazka.
Piosenki z debiutanckiego krążka "Happenstance" w większości opowiadają o nieszczęśliwej miłości. Powiedz Rachael, nie wierzysz w prawdziwie, szczęśliwą miłość?
Rachael: Absolutnie. Wierzę w prawdziwie szczęśliwą miłość. W zakochane pary trzymające się za ręce na spacerze w parku. Wprawdzie nie na takiej miłości koncentrowałam się pisząc moje piosenki, ale zdecydowanie takiej szukam i z niecierpliwością wypatruje dla siebie (śmiech) Tak, zdecydowanie ona istnieje i moim zdaniem warto ku do niej dążyć, nie poddawać się i nie łamać miłosnymi niepowodzeniami. Gdzieś tam, na horyzoncie na pewno czeka na każdego z nas, ta jedyna, prawdziwa, szczęśliwa miłość.
W czasie pracy nad płytą napisałaś ponad 200 piosenek. Co zadecydowało, że właśnie dokładnie tych 13 piosenek trafiło na "Happenstance"? Czy był to trudny wybór?
Rachael: Zdecydowanie tak! Proces selekcji był dla mnie bardzo trudny, bo z każdą z tych piosenek czułam się związana emocjonalnie. To moja pierwsza płyta solowa, więc chciałam by była bardzo moja, a wszystkie, z tych 200 piosenek także były moje. Ostatecznie mając wyselekcjonowanych 40 piosenek i słuchając dobrych rad ludzi z wytwórni, przyjaciół i rodziny, zdecydowałam się na tych 13 utworów. To mnie też czegoś nauczyło, myślę, ze przy selekcji materiału na kolejną płytę będą mną targać mniejsze rozterki (śmiech).
Nagrałaś swoją pierwszą, autorską płytę. Czy to było twoje największe marzenie? Jeśli tak, gratuluję właśnie się spełniło. O czym teraz marzysz, do czego będziesz dążyć?
Rachael: Moje marzenia są stricte muzyczne. Marze by produkować i wydawać swoje kolejne płyty, tak by mogli ich słuchać ludzie na całym świecie.
Tego ci więc Rachael życzę! Zanim jednak nagrasz kolejne płyty, lada chwila w Europie ukaże się twój debiut – "Happenstance". Czy możesz powiedzieć polskim czytelnikom, którzy jeszcze nie mieli przyjemności z twoja muzyką, jaka ona jest?
Rachael: Moja muzyka, jak i cała płyta jest bardzo prawdziwa, bardzo wrażliwa, momentami delikatna opowiadająca o różnego rodzaju relacjach międzyludzkich. O wartościach bardzo uniwersalnych, będących istotą naszego bytu: o miłości, uczuciach, szczęściu o życiu. Gorąco pozdrawiam słuchaczy z Polski. Życzę Wam owocnych poszukiwań tej jedynej, szczęśliwej miłości oraz niezapomnianych, wzruszających chwil z moją muzyką. Mam szczerą nadzieję, że Wam się spodoba. Wszystkiego najlepszego.
You must be logged into post a comment.